30 listopada 2017

Wschód słońca nad Sukhotai

Dziś wstaliśmy o 4.45. Szybko się wyszykowaliśmy, wsiedliśmy na rowery i w ciemnościach pojechaliśmy do świątyni Wat Saphan Hin. Jest ona oddalona o 6 km od hotelu, w którym spaliśmy i położona na wzgórzu. Jazda po ciemku była prawdziwą przygodą, momentami nic nie było widać i przejechaliśmy zjazd na park. Po jakimś czasie zatrzymaliśmy się, by sprawdzić na mapie, gdzie jesteśmy (akurat w bardziej oświetlonym miejscu), zobaczyła nas przejeżdżająca na skuterze Tajka i nie tylko wskazała nam drogę, ale jeszcze pojechała przed nami i pokazała, gdzie dokładnie należy skręcić. Tajowie są bardzo pomocni!
O tej porze nawet kasa biletowa była jeszcze zamknięta. Dojechaliśmy pod wzgórze, zaczynało już świtać, więc na szczyt weszliśmy bez większych problemów.
Zdecydowanie warto było tak wcześnie wstać, wschód słońca rzeczywiście był piękny! A jazda w nocy na rowerach przez Tajlandię to ciekawe przeżycie.



















Potem pojeździlismy jeszcze po parku archeologicznym i zwiedziliśmy inne świątynie. Wracając kupilismy owoce na targu i na 9.00 dotarliśmy do hotelu na śniadanie. Chyba w życiu nie objadłam się tak rano, ale też nigdy wcześniej nie jeździłam o 5 rano na rowerze.
Po relaksie w basenie udaliśmy się w dalszą drogę, do Chiang Mai (niecałe 6 h jazdy autobusem). Jak na razie najbardziej podobało nam się w Sukhotai. Chiang Mai, póki co, wydaje nam się zbyt turystyczne. Nocny targ bardziej przypominał festiwal food trucków w Barcelonie niż targi jakie widzieliśmy w Ayuttayi albo Bangkoku. Jutro mamy w planie zwiedzanie tutejszych świątyń. Pozdrawiamy!













Brak komentarzy:

Prześlij komentarz